środa, 21 sierpnia 2013

Chapter 18 : Lights

Posłuchaj, jeśli tylko zechcesz.
***********************************************************************************************************************************************
        -Na pewno ją brałam. - powiedziała Jade.
        -Ale co? - zdziwiła się Perrie.
        -Naszą wizytówkę.
        -Zrobiłaś nam wizytówkę?
        -Na wszelki wypadek. - odpowiedziała. -MAM! - powiedziała wesoło i mi ją podała.
        -Dzięki. Odezwę się. A teraz muszę dokończyć pewną sprawę.
        -Okej. To do usłyszenia! - pożegnała się ze mną Perrie.
        Serce kuło mnie coraz mocniej. Myślałam, że zaraz padnę na ziemie jak przy ciosie w twarz. Miałam ochotę się wycofać, ale wiedziałam, że nie wymięknę. Szłam silnie stąpając po ziemi.
        -Susanna! Nie! - usłyszałam krzyk Oli.
        Jednak nic nie było dla mnie przeszkodą. Musiałam stawić temu czoło. Choćby nie wiem jak bolała porażka. I to dosłownie.
        -Tata!? - zdziwiłam się.
        -Kochanie! Co ty tu robisz?
        -Właśnie miałam Cię spytać o to samo.
        -Znam reżysera. Obiecałem, że przyjdę. Trochę się spóźniłem, ale to nic.
        -Trochę?
        -Lepiej powiedz co ty tu robisz. - zmienił ton.
        -To ja nie będę przeszkadzał. - powiedział reżyser po czym odszedł.
        -Jak chcesz. - mój "ojciec" przybił mu piętkę.
        -Można powiedzieć, że znam kogoś kto jest zaproszony.
        -Eh..
        -Masz mi oddać moje rzeczy. iPhona, ciuchy, wszystko. Jasne? - powiedziałam stanowczo.
        -To sobie po nie przyjdź. - zaśmiał się.
        -Dobra. - powiedziałam.
        Spadł n mnie głaz cierpień który powolnie kruszył się i wpadał mi do oczu. Obejrzałam się za siebie. Stała tam przerażona Pitch. Po prostu się od niego odwróciłam i poszłam do mojej kuzynki. Co dalej miałam powiedzieć. Niech to na nim ciąży. Niech wie, że nic dla mnie nie znaczy i w niczym mi nie przeszkodzi. Nie dostanie mojego wybaczenia. Prędzej zetrze sobie sutki na tarce niż mu wybaczę.
        Niczego nie żałuję. Nie mogę. Nie mam na to czasu. Muszę iść przed siebie. Nie płakać. Podejmować decyzję. Być sobą. Nie tym kimś kogo ktoś mi narzuca. to tylko ciągnie za nogę w tył. Piję krew niczym kot krew swej ofiary. Bezlitosne i dziwne, ale taka jest prawda. Nieprzyjemna i szara. Dlatego trzeba kolorować ją kłamstwami. Przesądami. Coraz to dziwniejszymi bóstwami. Niedorzeczność, kruchość, niewierność, ciemność, kłamstwa, błędy, pochopność, głupota to jedyne rzeczy, które  niedopuszczany jeszcze tego świata do śmierci. Tylko krwawe plamy pozostały by po nas, gdybyśmy byli mądrzy i szczerzy.
        Światła. Nadzieje. Szczodrość. Uczciwość. Miłość. Życie. Życzliwość. Wierność. Śmiech. Czy nawet przyjaźń to kłamstwa. Kłamstwa którymi karmi nas życie. Ja próbuję to wszystko wyprzeć. Jednak na każdym kroku życie chce mnie oszukać. Nie wiem jak umrę. Wiem, że na pewno to poczuję. Poczuję bul ulatniającego się ze mnie życia, które zmuszałam do szczerości. Ono się zemści. Czuję to. Nie wiem jak i nie wiem kiedy. Ale ono już wiem
         Powinnam mu ulec? Być głupia tak jak cała ludzkość. Otaczający mnie. Nawet uczeni. Kujony i cała ta hołota jest głupia. Zna wszystkie książki na pamięć, a tak mało się uczy. Niepozorne szczęście. Uśmiech. To wielkie oszustwo które dostaliśmy od matki którą kochamy. Każdy kocha swoją matkę. Nawet ja kochałam.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz