wtorek, 20 sierpnia 2013

Chapter 14 : Sweet Roma

Piosenka
***********************************************************************************************************************************************
        Nie dość, że myślałam, że zaraz mi odpadnie dupa od tego siedzenia na dupie w busie przez cały dzień, to jeszcze Louise płakała z głową na moich kolanach.
        -Będzie dobrze. - mówiłam głaszcząc ją po głowie.
        Louise była ładną dziewczyną. Miała piękne krągłości i długie, proste, brązowe włosy. Jej oczy nie miały niebieskiego koloru. Były raczej jak piękne  niebo o poranku.
         A ja? Chuderlawa dziewczyna z proporcjonalnie za dużym biustem i prawie czarnymi oczami które swoim kolorem przypominają najwyżej kupę. Nie wspominając o włosa kręcących się bez sensu. Nie byłam ładna. Nikt nie mógłby zaprzeczyć temu z ręką na sercu. Ale co miałam zrobić. Moja mama nie była szczególnie ładna. Tata w młodości był dość przystojny, ale teraz jest po prostu grubasem z nosem jak u orła, który nie jest samotny bo młode dziwki lecą na jego kasę. Z takiej mieszanki na pewno nie mogło wyniknąć nic dobrego.
         -Zobaczysz. Jeszcze wyjdziesz na prostą. Znajdziesz sobie nową miłość. Taką po której nie zostaną Ci sińce jak będziesz przed nią uciekać. Pamiętaj, że teraz możesz na nas liczyć. - powiedziałam. -Wygrasz życie. Nie musisz płakać. Czasami ktoś może złamać Ci serce. Może już nigdy nie zaufasz żadnemu mężczyźnie. Ale na pewno nie przegrasz życia. Ja przegrałam. Ale tobie nie pozwolę. - pocieszałam ją chociaż i tak widziałam, że to nic nie daję.
         -Jeszcze je wygrasz zobaczysz. Znajdziesz tego całego Daniela. Będziesz znowu szczęśliwa. Zobaczysz. - powiedziała siedząca za mną Liściu.
         Możliwe, że powiedziałam jej to i owo o moim życiu w pociągu.
         -Zaraz będziemy w Rzymie. - powiedziałam patrząc na znak przez szybę autobusu.
         -Nareszcie. - wyrzuciła z siebie Louise. Rzadko coś mówiła. Zazwyczaj tylko płakała. Podniosła się z moich kolan. Nareszcie. -Masz może chusteczki? - spytała mnie.
         -Tak. Kupiłam je wczoraj w sklepie. - powiedziałam sięgając do mojej torby i wyciągając duże pudełko chusteczek.
         -Dziękuję. - powiedziała zabierając mi wszystkie i powoli przywracając się do porządku.
         Była teraz bez makijażu podobnie jak ja. Tylko Oczy Liściu były mroczno wycieniowane.
         W końcu autobus się zatrzymał. Byliśmy na stacji pociągowej i autobusowej. Szybko każda z nas zabrała swój dobytek.
         Poszłyśmy do kasy po bilety.
         -Ja zapłacę. - powiedziała Liściu. Wyjęła z portfela pokaźną sumkę i podała pieniądze kasjerce która szybko wydała resztę i dała nam bilety.
         Pociąg miał wjechać na stacje dopiero za godzinę. Usiadłyśmy na ławeczce przy peronie 7, na która miał wjechać pociąg.
         -Nie znacie całej historii. Nie wiecie kim jestem. Ale pomimo tego mi pomogłyście. - powiedziała Louise po raz pierwszy bezpośrednio do nas. -Nawet nie znam waszych prawdziwych imion.
         -My nawzajem też nie. - powiedziałam. Być może bym się zaśmiała, ale nie miałam na to ochoty.
         -Jak to? - zdziwiła się Louise.
         -Normalnie. - westchnęła Liściu. -Wiesz, trochę trudno przyznać się, że nazywasz się Martha.
         -Albo Susanna.
         -To bardzo ładne imiona. - powiedziała Louise. -Ale jak chcecie mieć ksywki, to te do was nie pasują.
        -Jak to? - zdziwiłam się.
        -Ty powinnaś być Tuney a Martha powinna być...
        -Nie mogę się doczekać. - powiedziała sarkastycznie.
        -Merry. - zaśmiałam się.
        -Ty potrafisz się śmiać. - zdziwiła się Louise.
        -Najwidoczniej - prychnęła Liściu.
        -A ty mogłabyś być... - zaczęłam się zastanawiać. -Protect.
        -Spoko. -westchnęła.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz