poniedziałek, 29 lipca 2013

Brak Czasu!!!

Przepraszam, że ostatnio nic nie dodaję ale nie mam czasu. Kuzynka do mnie przyjechała a teraz ja jadę do niej... Może dodam coś pod koniec miesiąca... Nie wcześniej.

sobota, 13 lipca 2013

Chapter 12 : New Life

Lejdis and Dżentelmen. Dżastin Biber!!!!
***********************************************************************************************************************************************
        Usłyszałam piski. Otworzyłam powolnie oczy i rozejrzałam się dookoła. Zobaczyłam grupkę nastoletnich dziewczyn biegnącym w stronę jakiejś osoby. To był Harry Styles.
        No tak nie przemyślałam tego. Powinnam opuścić chociaż to miasto. Albo nawet wyspę. Wstałam schowałam koc do torby i zaczęłam biec w innym kierunku. Założyłam na głowę kaptur mojej bluzy korzystając z tego, że on nigdy jej nie widział.
        Szłam jakby nigdy nic. Nie chciałam sprawiać wrażenia, że się spieszę. Wzbudziłabym wtedy niepotrzebnie czyjąś uwagę.
        Dopiero wstałam było ledwo po siódmej co wywnioskowałam patrząc na wielki zegar na urzędzie miasta. Wiem. Mało zaskakujące odkrycie. Ale po nocy spędzonej na ławce wszystko staję się niezwykle inteligentne.
        Zaczęłam się zastanawiać czy Ola może zablokować moją kartę. Pewnie tak. Ma ją w posiadaniu. Może z nią zrobić wszystko. Usłyszałam donośne burczenie w brzuchu. Nie jadłam nic od dwóch dni. Powoli czułam, że słabo. Nic też nie piłam żeby zaoszczędzić jedyną półtoralitrową butelkę wody. Jednak w końcu będę musiała się napić.
         Po drugiej stronie ulicy zobaczyłam jakiś sklep wielobranżowy. Przeszłam na drugą stroną aby kupić coś do jedzenia. Rozejrzałam się po dość małym pomieszczeniu. Moją uwagę od pierwszego wejrzenia przyciągnęły jabłka. Po 1 funt za sztukę.
         -Poproszę jedno jabłko. - powiedziałam kładąc przed kasjerką jedną z dwóch moim pięćdziesiątek.
         -Hm... - westchnęła poddenerwowana. Po czym prawie rzuciła we mnie jabłkiem.
         Była mniej więcej w moim wieku. Miała krótkie wygolono po jednej stronie blond włosy. Była szczuplutka. Nawet bardziej niż ja. Wręcz wychudzona. Jej spodnie odsłaniały trochę tatuażu na jej nodze a bluza przypominała mi jedną z ulubionych bajek. Jednak najbardziej zauważalny był zapach papierosów.
         -Dziękuję. - powiedziałam po wyliczeniu reszty i dokładnym jej przeliczeniu.
         Wyszłam szybko pożerając nabyty owoc. Nie jadłam nigdy nic pyszniejszego. Żadna kaczka, homar, kawior czy inne drogie danie nie smakowało mi jak to jabłko.
         Wsiadłam do autobusu na dworzec. Ne dbałam o bilet bo był to zaledwie przestanek dalej.
Miałam szczęście. Kanary mnie nie złapały.Poszłam na dworzec i sprawdziłam najbliższe odjazdy.
         -Za pół godziny pociąg do Messina podjeżdża na peron ósmy. - powiedziała włoszka w głośnikach.
         Nie wiedziałam gdzie tak właściwie jest ta Messina ale podeszłam do kasy i kupiłam bilet właśnie tam.
         -Wybierasz się na kontynent. Wyspa jest dla Ciebie za mała? - spytała mnie kasjerka.
         -Dokładnie. - westchnęłam po raz pierwszy w życiu nie chcąc nawiązać z nikim rozmowy.
         Po prostu poszłam na peron i usiadłam na ławce kładąc moją torbę obok mnie.
         -Posso? - usłyszałam nad moją głową. Nie do końca zrozumiałam. -Posso? (można?) - powiedziała ponownie.
         -Naturalmente. (oczywiście) - powiedziałam kładąc torbę na ziemi.
         -K*rwa. - usłyszałam z wyraźnym amerykańskim akcentem. -Ty też masz dziś zjebany dzień? - zapytała mnie.
         -Bywało gorzej. - westchnęłam.
         -Chociaż jedna osoba na tym zajebanym świecie mnie rozumie.
         Spojrzałam na nią. To była ta sama dziewczyna z warzywniaka.
         -Smakowało chociaż jabłko? - zapytała sarkastycznie.
         -Ta.
         -Wywalili mnie z tego warzywniaka bo podobno wprowadzałam nieprzyjemną atmosfer. - powiedziała z niedowierzaniem. -A tak w ogóle jestem Liściu. - powiedziała podając mi rękę.
         -Poopey. - powiedziałam mocno chwytając rękę.
         -Uroczo. - zaśmiała się. -Jak na ładnie pachnącą bezdomną.
         -Dziękuję.
         Dziewczyna wyjęła ze swojej małej walizki paczkę papierosów miętowych.
         -Chcesz jednego? Zaj*bałam jak ta gruba k"rwa nie patrzyła. - powiedziała podstawiając mi pod nos paczkę papierosów.
         -Masz ognia?
         -A jak.
         -To jednego chyba mogę. - westchnęłam i wyciągnęłam z paczki jednego ,powodującego raka, psującego kondycje, niszczącego cerę i zęby rulonika z tytoniem. Liściu podpaliła jego końcówkę. Długo się zastanawiałam czy się zaciągnąć. Gdy się w końcu zdecydowałam zostało mi tylko 0.25 papierosa.
        -Myślałam już że stchórzysz. - parsknęła śmiechem.
        -Ja też.
        W końcu przed nami pojawił się czarno niebieski pociąg. Wstałam i weszłam do środka. Liściu zrobiła to samo.
        -Gdzie jedziemy? - zapytała.
        -Nie wiem. Do jakiejś Messisy. - odpowiedziałam.

środa, 10 lipca 2013

Chapter 11 : Baby, I'm Gone

      Jednocześnie odprężające ale ciut przytłaczające, gdy nie jesteś w swoim domu. Jednak leżenie nago w pustej wannie zawsze odnosiło skutek. Od czasu do czasu zastanawiam się nad odkręceniem kurka. Jednak to nie dawało by mi tej samej satysfakcji. Wolności. Trudno to zrozumieć, ale gdy mieszkałam sama w moim, teraz już sprzedanym mieszkaniu, czułam się wolna jak nigdy. Byłam niezależna.
      Ktoś mi to jednak odebrał. Jak mam się bronić przed osobą która z każdym prezentem spycha mnie coraz głębiej na dno rozpaczy? To nie możliwe. To tak jakby powiedzieć matce, że nie jest się jej wdzięcznym za życie. Ja sama nigdy nie powiedziałam tego na głos.
      Dlatego dziś postanowiłam uciec zostawiając Edowi tylko kartkę z wiadomościom dlaczego to robię.
Mam nadzieje, że to zrozumiesz. Musiałam uciec. Na pewno zrozumiesz, że musiałam odpocząć od tych ciągłych manipulacji Oli. Wiem, że chciała dobrze, ale nie potrafiłam jej odmówić tak wprost. Zawsze nie mogłam. Dlatego właśnie zostawiam całą przeszłość za sobą. Tak wiem. Z własnej woli wybrałam los którego zawsze się obawiałam. Prawdopodobnie będę mieszkać na ulicy. Być może umrę z głodu leżąc w jakimś parku. Ale już zdecydowałam. To lepszy los niż twój. Nie będę musiała już dłużej żyć wśród cynicznych gwiazdeczek które mogą pozwolić sobie na wszystko. Może i nie chcą źle, ale nigdy nie zasmakują tamtego życia. Prawdziwego życia pełnego upadków, bólu, ale czasem i chwilowych uciech.                                                                                                                                    Pozdrów resztę, Poopey.
      Jak można żyć wśród ludzi którzy widzą, że jest Ci źle ale ci nie pomogą. Dlaczego? Nie wiem. Może najzwyczajniej się boją albo wstydzą pomóc innemu człowiekowi. Myślą, że są ponad to.
      Dlatego postanowiłam, że ucieknę. Poszukam innego życia. Ludzi którzy są w potrzebie. Tak na prawdę nikt ich nie zna. No bo przecież nie podejdziesz do bezdomnego i nie zaczniesz z nim rozmawiać. To oczywiste. Szczerze mówiąc trudno się dziwić. Jeszcze nie dawno gardziłam takimi ludźmi.
      Wzięłam tylko torbę najważniejszych rzeczy. Dwa kocę, butelkę wody i sto funtów. Powinno mi wystarczyć na jakiś czas.
      Przekręciłam klucz tak cicho jak tylko potrafiłam, co nie było łatwe bo na jednym kole wisiało chyba pięćdziesiąt kluczy. W końcu się udało uchyliłam drwi i zwinnie przemknęłam na zewnątrz.
      Po raz ostatni spojrzałam na dom po czym ruszyłam w stronę miasta. Było przepiękne. Na bilbordach widniały kolorowe reklamy. Piękne lampy rozświetlały drogi. Nie były takie nudne jak w Londynie czy na Florydzie. Migały różnymi barwami ożywiając stare, ceglane kamieniczki, restauracje, banki w tym miejscu.
       -Pięknie. - westchnęłam pełna podziwu.
       Słońce zaczynało powoli oświetla prawie całkowicie puste miasteczko. Nic dziwnego była połowa września. Słońce wstawało nadal dość wcześnie. Spojrzałam na zegarek 5.34.
       Co mam zrobić teraz? Tego nie przemyślałam... Co mam teraz ze sobą zrobić? Rozpływam się w nicości.

sobota, 6 lipca 2013

Chapter 10 : Meet and Great / PART 2

PIOSENKA do nudnego opowiadania. Tak jak ta piosenka będzie SPEED UP!
***********************************************************************************************************************************************
        -Nazwisko?
        -Armstrong. - powiedziałam.
        -Dobrze. Więc strona 17, od samego początku. Ty jesteś Katy.
       -Dlaczego? - powiedziałam przez łzy.
       -Zrozum, muszę wyjechać.
       -Ale nie możesz. Ja Cię kocham!
       -Ja Ciebie też, ale w tym momencie to nie ma znaczenia.
       -Ma! Postaw się ojcu! Nie może Cię zmusić.
       -Dobrze... To tyle. Referencje masz dobre. Teraz tylko musisz poczekać do wtorku. Jeśli dostaniesz wiadomość mailową to znaczy, że dostałaś rolę. Będzie tam napisane wszystko po kolei. Dowiedzenia.
       To było dość... Dziwnę i krótkie. To koniec? Nigdy nie byłam na takim przesłuchaniu. Może tak powinno być.
       -I jak? - spytała Ola.
       -Nie wiem. - odpowiedziałam. -We wtorek mi powiedzą.
       -Nic nie wyczytałaś z ich twarzy? - zapytała.
       -Nie próbowałam. Zobaczymy...
       -Eh... Do Ciebie to można jak do ściany... - westchnęła.
       Szybko pojechałyśmy do domu gdzie czekał na nas obiad. Oczywiście musiałam go jeść z One Direction przy jednym stole.
       Ed przyszedł dopiero po jakimś czasie. Był jedyną osobą na tym świecie z którą mogłam normalnie porozmawiać.
       -Co tak późno? - zapytał Harry. -Z moją byłą flirtowałeś? - zaśmiał się.
       -Daj sobie spokój. - westchnął po czym usiadł na swoje miejsce.
       Nieśmiało się do niego uśmiechnęłam a on to odwzajemnił. Jednak wiedziałam po jego minię, że coś jest nie tak. Tylko co?
       -Źle się czujesz? - zapytałam od dłuższego czasu patrząc na rudzielca.
       -Czemu? - powiedział grzebiąc widelcem w talerzu.
       -Bo wyglądasz jakby w twój dom walnął meteoryt! - powiedział ciut za głośno Zayn.
       -Tak? - wyraźnie udawał zdziwienie.
       -Można tak powiedzieć. - przyznałam.
       -No bo ja po prostu nie jestem głodny. - powiedział wstając od stołu.
       -No pięknie. Kolejny strzelił focha. - westchnął Harry.
       -Ja tu siedzę. - przypomniałam mu.
       -No racja.
       -Eh... - powiedziałam idąc w ślady Eda.
       Jest jedyną inteligentną osobą która jest w moim zasięgu. Nie mogę zostawić go samęgo bo będzie z nim tak samo.
       -Mów. - powiedziałam siadając obok niego na łóżku w jego sypialni.
       -Czy kiedyś czułaś się jakbyś była sama, pomimo tego, że otacza Cię wiele ludzi?
       -Chyba nie wiesz z kim rozmawiasz. - parsknęłam.
       -To nie jest śmieszne.
       -Wiem. Jesteś osamotniony. Potrzebujesz pomocy. Ale nie masz kogo o nią poprosić. Nawet stojąc w tłumie ludzi.
       -Dokładnie. - powiedział niższym głosem niż zwykle. -Masz nową rolę do odegrania. - powiedział. Jego niski ton głosu trochę mnie przerażał.
       -Ale pan przecież nie jest żadnym reżyserem, tylko menadżerem gejowskiego zespołu.
       -Tak, ale to będzie dość... Specyficzna rola do odegrania. Będziesz musiała grać dzień i noc. Wiesz już o co mi chodzi?
       -Domyślam się. Mam grać jedyną osobę w twoim otoczeniu?
       -Nawet nie wiesz jak dobrze mieć Cię w zasięgu ręki.

Chapter 10 : Meet and Great / PART 1

No i zapodaję BITY. Nie czytałabym na waszym miejscu. Dopiero po 10 będzie ciekawie. ;)
***********************************************************************************************************************************************
        -Na pewno się zjawią? - zapytał Olę Ed.
        W sumie to mi też się zaczynało nudzić. Ed już obsłużył wszystkie fanki. Ale nie w tym sensie... Dał im autografy i tak dalej.
        -Tak. Powinni być tu za trzy dwa jeden...
        W tym momencie drzwi szybko się otworzyły.
        -Mamy nadzieje, że nie musieliście czekać. - powiedział jakiś chłopak wchodząc do środka. -A kim jest ta urocza dama? - zapytał.
        -Mówiłem, że jesteś urocza. - zaśmiał się Ed. -Poznajcie Poopey. To kuzynka Oli. - powiedział wskazując obiema rękami na mnie.
        -Cześć. - powiedziałam.
        -Więc... - westchnęła Ola -Poznajcie moją kuzynkę. - powiedziała Ola wskazując na mnie. -Mówcie na nią Poopey.
       -Część, jestem Harry.
       -Zayn.
       -Liam.
       -Louis.
       -Niall. A tak w skrócie to...
       -One Direction. - przerwała mu cała reszta.
       -Właśnie. - zaśmiał blondyn.
       Spojrzałam wściekła na Olę. Zdawała się tego nie zauważać. Przez cały czas tylko gapiła się na nowo przybyłych.
       -Ola, mogłybyśmy porozmawiać na osobności? - zapytałam.
       -Ale przecież właśnie przyszli chłopcy. Nie chcesz ich poznać?
       -Nie,  nie chcę. Idziesz czy nie?
       -No dobrze. -  powiedziała lekko rozdrażniona. -Zaraz wracamy. - powiedziała do One Direction zupełnie olewając Eda.
       Gdy wyszłyśmy na korytarz byłam na nią aż niemożliwie wściekła.
       -To jest ten twój plan?
       -Tak.
       -Muszę Cie rozczarować, ale akurat ta jego część nie jest przeze mnie akceptowana.
       -Przyzwyczaisz się. To tylko miesiąc. Poza tym we Włoszech.
       Byłam w szoku. Dopiero teraz zobaczyłam jak mało wiem o tym planie.
       -Lecimy z nimi do Włoch? - zapytałam za szokowana.
       -Tak. - powiedziała szeroko się uśmiechając.
       -Ale ja nie chcę nigdzie wyjeżdżać. - powiedziałam lekko przerażona.
       -Ale twoje wszystkie nowe rzeczy są już w mojej willi. W Palermo. - powiedziała wesoło.
       Wiedziała, że jestem od niej uzależniona. Musiałam z nią tam jechać inaczej skończyłabym jako żebraczka na ulicy.
        -O! Prawie bym zapomniała. - powiedziała zaczynając grzebać w markowej torbie PRADY. -To dla ciebie. Powiedziała podając mi jakiś portfel. -To dla ciebie. PIN masz napisany na kartce w środku.
        -PIN? - powiedziałam zaglądając do środka. -Złota karta kredytowa? Ale przecież ja nie mam jak Ci tego oddać.
        -Ale kochanie. Nie musisz. - powiedziała machając ręką na znak obojętności.
        -Nie mogę tego przyjąć. - powiedziałam oddając jej kartę.
        -Daj spokój. Wiesz ile się namęczyłam żeby podrobić twój podpis? - zaśmiała się.
        -Który? - zapytałam ją.
        -Niall. - odpowiedziała.
        -Ale on jest ode mnie niższy. - powiedziałam.
        -Josh ode mnie też i jakoś nie marudzę.
        Ale nikt za nią nie decydował czy ma go kochać. Ja niestety zostałam zmuszona. Chciałam odmówić ale jak? Nigdy nie potrafiłam nikomu odmówić. Dlatego właśnie w życiu spotkało mnie tyle nieszczęść. Jestem zbyt miękka.
        -Racja. - powiedziałam wymuszając uśmiech.
        -Choć już do nich. - powiedziała ciągnąc mnie za rękę z powrotem. -To lecimy? - zapytała chłopaków.
        -TAK! - powiedział Louis klaszcząc w ręce. -Na dole czeka na nas limuzyna! Chodźmy!
        -Limuzyna? - ile niespodzianek mnie jeszcze dzisiaj czeka? -Wiecie co? Ja się trochę średnio czuję. Pójdę się trochę przejść. - powiedziałam wybiegając z pokoju.
***NIALL***
(to znaczy, że z punktu widzenia kogoś innego)
        -Pójdę zobaczyć co się stało. - powiedział obojętnie Ed i popędził za nią.
        -Ale po co? Ona zaraz wróci. - powiedział Harry. Jednak Ed nawet się nie obejrzał.
        Czyżby nasz Ed zakochał się w jeszcze jednej dziewczynie? Z tego co wiem jest z Taylor Swift. Ona i Poopey nie są ani trochę do siebie podobne. Taylor nie założyłaby tej sukienki. Poopey ma ciemne oczy i włosy. A nawet cerę. A Taylor? Jest blada, ma bląd włosy i niebieskie oczy... Trochę zastanawiające.
         -Limuzyna czeka a oni gdzieś sobie idą! - denerwował się Louis.
         -Co ty masz dziś z tą limuzyną? - zaśmiał się Liam.
         -Nie wiem. - parsknął śmiechem Lou.
         -To ja ich poszukam. - powiedziałem.
         Poszedłem wzdłuż korytarza w stronę nasilających się odgłosów rozmowy.
       -Dlaczego mu po prostu tego nie powiesz?
       -Wiesz wątpię żeby miał talent aktorski. - zaśmiałam się.
       -Znam go. Da radę. - powiedział pewnym głosem. -Może być mu tylko trochę przykro, ze go zapytasz.
       -Dzięki Ed. Tylko dlaczego jesteś dla mnie taki miły?
       -Chodźcie limuzyna czeka a Lou zaraz wybuchnie.
       -Idziemy. - powiedziałam Ed patrząc jakoś dziwnie na Poopey.

środa, 3 lipca 2013

Tak, wiem.

Wiem, że powstała tylko jedna postać. Dojdzie jeszcze jedna. Tej trzeciej jednak nie chcę.
Przepraszam
CU MP

Chapter 9 : Sing it aut!

        -To ty jesteś tą siostrą Oli? - zapytał mnie Ed gdy tylko weszłyśmy do pokoju w którym podpisywał swoje płyty i robił sobie zdjęcia z fankami.
        -Mi też miło Cię poznać. - westchnęłam
        Byłam zmęczona. Bolało mnie gardło od śpiewania. Byłam głodna. Chciałam wrócić do domu. A ten jeszcze się czepia.
        -Nie jesteście podobne.
        -Jestem jej cioteczną siostrą. - naprostowałam.
        -Ooo... To by wszystko wyjaśniało. - zaśmiał się.  -A ja myślałem,  że takie
        Ed na żywo wydawał się jeszcze śmieszniejszy niż w internecie czy w telewizji. Jego rudę włosy wyły w strasznym nie ładzie po koncercie. Wesoło się uśmiechał i wydawał dość fajny.
        -Ed, poznaj Poopey. Jest twoją największą fanką. - powiedziała Ola wypychając mnie lekko do przodu.
        -Może nie największą, ale jakąś tam jestem - zawstydziłam się.
        -To miło, że chociaż jedna osoba z rodziny Oli mnie lubi.  - ponownie się zaśmiał.
        -Przesadzasz. Mój tata po prostu...
        -Miał mi za złe, że jestem rudy. Tak wiem. - nadal się śmiał.
        -Bycie rudym to nic złego. - powiedziałam nieśmiało się uśmiechając.
        -Jesteś urocza. - dalej się śmiał.
        -Ja? Niby dlaczego? - zdziwiłam się.
        -No bo tak za wszelką cenę nie chcesz, żeby mi było przykro i mówisz to takim uroczym nieśmiałym głosikiem. - śmiał się.
        Byłam trochę zmieszana. Nie wiedziałam o co mu chodzi i dlaczego nie może przestać się śmiać. Nie do końca wiedziałam jak mam zareagować. Spojrzałam błagalnym wzrokiem na Olę.
        -Zjarałeś się czy co? Czemu się tak głupio śmiejesz? Ona już ma chłopaka. - powiedziała stanowczo moja kuzynka.
        -Mam co?
        -To właśnie ta dalsza część planu. - powiedziała.
        Znów byłam zmieszana. Nie wiedziałam co zrobić. Powinnam się na nią wkurzyć? A może lepiej nie... Boże. Czy wszystkie sławne osoby muszą być takie przytłaczające.
        -Ale przecież...
        -Cii.. - powiedziała kładąc mi palec na ustach.
        -A kogo, jeśli można widzieć. - zaciekawił się nawet Ed.
        -To moja słodka tajemnica. - zaśmiała się. -Ale spotkacie ich jeszcze dziś. Powinni być za chwilę.
        -Ale kto? - poddenerwował się Ed.
        Ola ciężko westchnęła i szepnęła mu coś na ucho.
        -Którym? - zapytał. Ola znów mu coś szepnęła. -No racja. A z kim innym?
        -No widzisz. - zaśmiała się.
        -No właśnie nie widzę. Gdzie oni są?

TRAILER: Chapter 10 : Meet and Great

PART 1
       -Poznajcie moją kuzynkę. - powiedziała Ola wskazując na mnie. -Mówcie na nią Poopey
       -Część, jestem Harry.
       -Zayn.
       -Liam.
       -Louis.
       -Niall. A tak w skrócie to...
       -One Direction.
***********************************************************************************************************************************************
       -To jest ten twój plan?
       -Tak.
       -Muszę Cie rozczarować, ale akurat ta jego część nie jest przeze mnie akceptowana.
       -Przyzwyczaisz się. To tylko miesiąc. Poza tym we Włoszech.
***********************************************************************************************************************************************
       -Dlaczego mu po prostu tego nie powiesz?
       -Wiesz wątpię żeby miał talent aktorski. - zaśmiałam się.
       -Znam go. Da radę. - powiedział pewnym głosem. -Może być mu tylko trochę przykro, ze go zapytasz.
       -Dzięki Ed. Tylko dlaczego jesteś dla mnie taki miły?
***********************************************************************************************************************************************
PART 2
       -Dlaczego? - powiedziałam przez łzy.
       -Zrozum, muszę wyjechać.
       -Ale nie możesz. Ja Cię kocham!
       -Ja Ciebie też, ale w tym momencie to nie ma znaczenia.
       -Ma! Postaw się ojcu! Nie może Cię zmusić.
***********************************************************************************************************************************************
       -Masz nową rolę do odegrania. - powiedział. Jego niski ton głosu trochę mnie przerażał.
       -Ale pan przecież nie jest żadnym reżyserem, tylko menadżerem gejowskiego zespołu.
       -Tak, ale to będzie dość... Specyficzna rola do odegrania. Będziesz musiała grać dzień i noc. Wiesz już o co mi chodzi?
       -Domyślam się. Mam grać..

Chapter 8 : Script

Ostatnio trochę się zapędziłam i wyszedł trochę długi. Ale stwierdziłam, że to ciągłe użalanie się nad sobą Poopey musi się wreszcie skończyć. Teraz będzie przez jakiś czas lepiej, a później (dla niektórych, bo ja jakoś zbyt się na to nie cieszę) będzie 1D. JEJ!!! W 10. Bo mam zamiar prze każdej cyfrze typu 10, 50,20,80 itp. robić taki kilku częściowe Chaptery które będą się ciut różnić od innych. Będą miały takie krótkie zapowiedzi. Na starym blogu robiłam coś takiego. Podpowiem, że w tych dziesiątkach będzie 1D. No i ktoś jeszcze. Ale te trzy postacie pojawią się wcześniej. Ok, przestaje nudzić. Piszę!!!
Macie jeszcze tylko zacny utwór moi przyjaciele.
***********************************************************************************************************************************************
        Otworzyłam oczy. Spałam w ubraniu. Nic dziwnego. Byłam taka padnięta od tego ciągłego tańczenia w klubie.
         Byłam głupia. Mogłam ubrać baleriny. Teraz Mam odciski i bąble na stopach.
         Weszłam do wanny pełnej ciepłej wody. Zamknęłam oczy i zaczęłam odtwarzać w głowie wczorajszy wieczór. Cieszę się, że jednak z nimi poszłam. Nie mogłam podjąć bardziej trafnej decyzji.
         Usłyszałam dźwięk mojego dzwonka. Nadal ta stara smutna piosenka. Czas ją zmienić. Wyszłam z wanny wytarłam ręce i odebrałam telefon leżący na pralce.
         -Halo? - powiedziałam do słuchawki.
         -Część Poopey. Wczoraj w końcu nic sobie nie kupiłaś. Więc może tym razem pójdziemy same na zakupy. Mój przyjaciel ma dziś koncert. Zaprosił mnie i Josha. Josh się źle czuję więc spytałam go czy mogę wziąć siostrę. Powiedział, że nie ma sprawy, bo to mój bilet. - opowiedziała. Byłam jej cioteczną siostrą, dlatego mówiła na mnie siostra.
         -A jaki to dokładnie wokalista? - spytałam dla pewności.
         -Ed Sheeran. Pewnie słyszałaś.
         -Czy słyszałam? CZY SŁYSZAŁAM!!?? - zdziwiłam się. -Jestem jego fanką. Kupiłam sobie niedawno jego płytę. Po raz drugi!!
         -Ucieszy się. To  tak za dwie godzinki w centrum. - powiedziała. Już chciałam nacisnąć czerwoną słuchawkę kiedy. -A i ubierz się tak, żebym nie musiała się za ciebie wstydzić. - zaśmiała się.
         -Spoko. Mogę się nawet wymalować na zakupy. - odbiłam piłeczkę chichocząc.
         -Och, jak się dla mnie poświęcasz. - powiedziała po czym się rozłączyła.
         Szybko ubrałam się w sweterkrótki top, podkolanówki (które trochę sobie podwinęłam żeby były krótsze), buty i dżinsy. A jeśli chodzi o makijaż do zrobiłam sobie tylko naturalny. Ale zawsze coś.
         -Jestem z ciebie dumna. - powiedziała Ola gdy spotkałyśmy się w galerii.
         -Wiem, wiem. - westchnęłam.
         -To gdzie idziemy najpierw? Do TopShop, Asos albo New Look?
         -TopShop! - powiedziałam podnosząc rękę do góry.
         Właśnie przeglądałyśmy rzeczy w drugim sklepie, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie wiem gdzie odbędzie się ten koncert.
         -Ej, a gdzie będzie koncert? - spytałam.
         -Nie mówiłam Ci? - zdziwiła się. Pokręciłam głową. -W Madrycie.
         -W CZYM? - powiedziałam oszołomiona. -To muszę kupić jeszcze jeden strój. - westchnęłam.
         Oczywiście nie skończyło się tylko na strojach na koncert. W tych wszystkich sklepach, to kupiłam w sumie to, to, to, to, to, to, toto, to (bo Ola chciała iść do tego sklepu i później namówiła mnie na tą bluzkę), toto (jakaś gwiazda miała podobną i bardzo mi się podoba), to, to i  trampki converse których szukałam od wieków.
         No i kreację na koncert czyli to i to. Nie miałam zamiaru jakoś specjalnie się stroić. To przecież tylko zwykły koncert. Nie można było powiedzieć tego samego o Oli, która kupiła sobie pięć razy więcej rzeczy i lamentowała, że nie znajdzie sobie odpowiedniego stroju, wybierała głównie krótkie sukienki z dekoltem i chyba tylko dzięki mnie zgodziła się kupić trochę skromniejszą sukienkę ale butów sobie nie odpuściła.
         -Nie mogę się doczekać! - pisnęła upychając masze ciuchy do bagażnika jej Ferrari Enzo. -Madrycie jest teraz 35 stopni. - powiedziała.
         Przełknęłam głośno ślinę. -Gorąco.
         -Właśnie! - podekscytowała się. -Super, prawda? - westchnęła rozmarzona. -To jedziemy do mojego domu. Przygotuję Cię. - jakby się obudziła. -Nie mogę Ci pozwolić na prawie niewidoczny makijaż przy tej sukience. - zaśmiała się, tym samym rozśmieszając też mnie.
         -No wiesz... - udałam obrażoną.
         Zapadła niezręczna chwila ciszy którą jak zawsze przerwała Ola.
         -Jesteś bardzo ładna. - powiedziała nieoczekiwanie.
         -Co?
         -Powiedziałam, że...
         -Wiem, co powiedziałaś, ale dlaczego to powiedziałaś? W sensie dlaczego właśnie teraz.
         -Nie wiem. Tak po prostu. - wzruszyła ramionami. -Powinnaś być aktorką.
         -A co ma jedno wspólnego z drugim.
         -Aktorki muszą być ładne. Znasz jakąś brzydką modelkę? - zapytała.
         -Nie, ale...
         -No właśnie. Dlatego poprosiłam mojego agenta, żeby poszukał dla Ciebie jakiegoś castingu do filmu. - powiedziała dumna z siebie. -Ale takiego kinowego. Nie jakiegoś ścierwa.
         -Ale ja cię o to nie prosiłam. - próbowałam się na nią zezłościć. Jednak nie potrafiłam. Jej śliczne dzikie loki. Niebieskie oczy. Wygląd piosenkarki z lat 80, spowodowany głównie dość bladą cerą. Nie da się gniewać w na kogoś takiego.
         Poza tym w głębi duszy się cieszyłam. Może tak na prawdę chcę być sławna, tylko przed samą sobą nie potrafię się do tego przyznać?
         -Wiem. Zrobiłam to, bo nigdy byś się nie przyznała, że tego chcesz. Ba! Nie pozwoliłabyś mi za nic tego zrobić.
         Musiałam jej przyznać rację. Nigdy nikogo o nic nie prosiłam. Dawałam sobie radę sama. Nikomu nic nie zawdzięczałam. Nie lubiłam tego typu długów. A tak właściwie, to nie lubiłam żadnych długów.
         -Jesteśmy. - powiedziała Ola parkując pod sporej wielkości domem.
         -Wow. - powiedziałam wysiadając z auta. -Ty to masz życie. - westchnęłam.
         Moje mieszkanie z którego byłam zadowolona było w tym momencie dla mnie moim kubłem na śmieci. Nie mogło się równać z tym domem.
         -Ty też będziesz miała taki. Za kilka filmów. - zaśmiała się.
         Weszłyśmy do środka. Tam było jeszcze lepiej. W przedpokoju wisiał szklany żyrandol. Oprócz tego znajdowały się w nim jeszcze cztery, zapewne dębowe wieszaki. Ciekawiło mnie co znajdę za mosiężnymi drzwiami.
          Nacisnęłam klamkę i przeszłam dalej. Było jeszcze lepiej niż sobie wyobrażałam. Na pomalowanych na biało ścianach wisiały zdjęcia. Na każdej MNÓSTWO zdjęć. Co zaskakujące było też sporo moich zdjęć. Czasami tylko moich. Czasami moich i Oli. Podłoga była wyłożona jakimś ciemnym drewnianym którego nie potrafiłam rozpoznać. Było na nim pełno dywanów zostawiając niewiele widoczniej podłogi.
        Dom był naprawdę spory, ale dzięki tym detalom było w nim przytulnie i rodzinnie.
        -Tu jest pięknie. - powiedziała rozglądając się dookoła.
        -Jak chcesz możesz z nami zamieszkać. - powiedziała przechodząc do innego pomieszczenia. -Josh Cię polubił. Kiedy mu to zaproponowałam, zgodził się od razu.
        -Ty to chyba już napisałaś sobie scenariusz jak dokładnie ma wyglądać moje życie. - zaśmiałam się.
        -Tak samo powiedział Josh. Ale on zna dalszą część tego filmu. - zachichotała. Jaką dalszą część?
        Pomieszczeniem do którego szła Ola okazała się być kuchnia. Było w niej czuć pastę do podług. Wszystko było wyłożone drewnem. Można było się w nim poczuć trochę jak w lesie. Była dość spora, to dobrze bo ich dość... Puszysty kucharz mógłby się do niej nie zmieścić.
         -Ola! Twój menadżer Cię szukał! - powiedział z wyraźnym włoskim akcentem. -Jest w waszym biurzę.
         -Dzięki Davide! Już do niego idę. - powiedziała puszczając do niego oko. -A co dziś na obiad? - zapytała.
         -Lazania z jagnięciną. - odpowiadał jakby się w niej zakochał.
         -PYCHA! To ja już do niego pójdę. - powiedziała wychodząc. Podążyłam za nią. -To pewnie ta rola dla ciebie.
         Weszłyśmy po schodach. Po długich zakręconych chodach... Biuro było zaraz na przeciwko.
         -Szukałeś mnie. Masz tą rolę?
         Na obrotowym prześle przy komputerze siedział wysoki szczupły mężczyzna w średnim wieku. Miał rudo siwe włosy zaczesane do tyłu. W całym pokoju pachniało jego żelem do włosów.
         -Jasne! Teraz właśnie kończyłem CV na podstawie twoich informacji. - powiedział nie odrywając oczu od komputera.
         -O maturze masz? - zaczęła wypytywanie.
         -Tak.
         -O śpiewie?
         -Tak.
         Zaczęłam się zastanawiać o jakim śpiewie im chodzi...
         -O instrumentach?
         -Tak.
         -O tańcu?
         -O pracy w teatrze?
         -Tak. Potrzebuję jeszcze tylko danych typu wzrost itp. Zdobyłaś je? - dopiero teraz obrócił się w naszą stronę. -O witaj. Ty pewnie jesteś Zuzanna. Miło mi poznać. - powiedział stając przede mną i podając mi rękę. -Nazywam się William Perry.
         -Dzień dobry. - powiedziałam lekko potrząsając jego ręką. -Mam 176 cm i ważę 55 kg. - powiedziałam uśmiechając się.
         -Dziękuję. - odwzajemnił uśmiech. -Teraz masz już gotowe CV. Tylko je wydrukuję i będziesz gotowa na casting. - powiedział sięgając po jakiś plik kartek. -To twój scenariusz.
         Wzięłam do ręki sporo ponad 50 kartkową spiętą górę kartek. -Dziękuję - powiedziałam.
         -Choć Poopey. Odłożysz to w twoim przyszłym pokoju.
         -Ale ja nie powiedziałam, że chcę z wami mieszkać.
         -Nie powiedziałaś, ale tego chcesz.
         Westchnęłam. Ola była trochę uciążliwa, ale chciałam zobaczyć co wymyśliła mi na później. Chociaż czy nie lepiej zapytać?
         Weszłyśmy do pokoju na samym końcu korytarza. Była przestronna i tak samo przytulna jak reszta domu.
         -Rozgość się. Co ja gadam... To teraz twój pokój. Rób co chcesz.
         Położyłam scenariusz na łóżko. Było spora ulga bo był trochę ciężki.
         -Idę zobaczyć co u Josha. Idziesz ze mną? To pokój obok.
         -Jasne.
         Czy wszystkie sypialnie w tym domy wyglądają tak samo? Nic się nie różniły. Tylko wejście do garderoby było od innej strony.
         -Jak się czujesz? - spytałam leżącego w łóżku bruneta.
         -Umieram. - powiedział dość cicho.
         -Nie możesz umrzeć! - powiedziałam "przerażona" -Jest jeszcze jedna część Igrzysk Śmierci!
         -No wiesz dzięki... - zaśmiał się.
         -Ale wy się dogadujecie. - powiedziała dość zadowolona Ola. -Ale pamiętaj, że Josh jest mój. - zganiła mnie.
         -Przecież wiem. - zaśmiałam się.
         -Mam nadzieje. - wybuchła miechem.
         Josh patrzył na nas jak na dwie wariatki turlające się na podłodze ze śmiechu.
         -No i się zaczęło. - westchnął.
         Uspokoiłyśmy się po dwóch minutach.
         -Z czego się śmiałyście? - zapytał nas Josh.
         -Co się nas pytasz? - "zdziwiłam się"
         -My nie wiemy. - dodała Ola chichocząc po czym wyszłyśmy z pokoju.
         Nadeszła pora obiadu jadłyśmy w sypialni z Joshem, bo było mi go strasznie szkoda i namówiłam na to Olę. Zawsze nie chciałam, żeby ktoś był samotny. Przyjaźniłam się nawet z dziewczyną której nikt nie lubił bo wszystkim obrabiała dupy. Mi z resztą też...
         -Sorry skarbie ale musimy już lecieć. Odrzutowiec leci tam dwie godziny a mamy trzynastą. Musimy się zbierać bo koncert jest o 16. - powiedziała dając chłopakowi buziaka w policzek. Ja oczywiście znowu udawałam rzyganie.
         -Przestań. - zaśmiał się Josh. -Mogła mnie pocałować w usta.
         -Nawet o tym nie myśl. - powiedziałam patrząc na Olę. Zachichotała.

wtorek, 2 lipca 2013

Mój ulubiony blog

Na pewnym blogu o 1D było opowiadanie. Czytałam, czytałam i tu naglę....
Mówiąc szczerze nie miałam najmniejszej ochoty tutaj siedzieć. Po gali niestety pora wracać do domu,zostają nam jeszcze dość długie After Party.
Zdecyduj się dziewczyno. Niby nie chcesz tam siedzieć. Ale jednak Ci smutno kiedy się kończy. Niby się niestety kończy i czas już wrócić do do domu. (niestety) Później twierdzisz, że jest przed tobą długie After Party. Czyli nie musisz już (niestety) wracać.
Słowa mądrości
CU MP

Chapter 7 : Come Back, Be Here...

Macie ode mnie taką małą nutę. Tak na sam początek.
***********************************************************************************************************************************************
        -Cieszę się, że się jednak zdecydowałaś. - powiedziała Ola przytulając się do mnie.
        Zaraz za nią stał jakiś dziwny koleś. Jednak było widać, że przyszedł tu z nią.
        -Poznaj mojego chłopaka. - powiedziała wskazując na owego faceta. -Chociaż pewnie już go znasz.
        -Hej. Jestem Josh. - powiedział podając mi rękę. Dopiero teraz dobrze przyjrzałam się jego twarzy.
        -W Moście do Terabithi, książka była znacznie fajniejsza, ale Igrzyska Śmierci całkiem nie złe. Poczekam na drugą część. Jeśli zchszaniliście moją ulubioną część to was zabiję. - powiedziałam po czym szeroką się uśmiechnęłam.
        -Poopey nałogowo czyta książki. Kiedyś przyjechała do mnie z całą trylogią igrzysk. - zaśmiała się Ola.
        -To chyba trochę grube jest... - powiedział Josh.
        -Wszystkie trzy czytałam krócej niż jednego Harrego Pottera i Insygnie Śmierci.
        Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
        -Jak się spotkaliście? - spytałam.
        -No więc, od zawsze byłem wielkim fanem Pitch. - powiedział Josh.
        No tak. Zapomniałam. Pitch... Moja kuzynka to piosenkarka a Pitch to jej pseudonim.
        -Josh przyszedł na mój koncert. Na M&G i tak się poznaliśmy. - powiedziała Ola dając chłopakowi buziaka w policzek.
        -Ble... - udawałam wymiotowanie.
        -Od kiedy chłopak Poopey zniknął utrzymuje wszystkich w tym, że jest aseksualna. - zaśmiała się Ola. Rozśmieszając przy tym też mnie i Josha.
        -No co? - zapytałam.
        Może na to nie wyglądało z zewnątrz, ale w środku to mnie zabolało. Ona, mi przypomniała o tym jak bardzo go kochałam. Poczułam w środku przeszywający ból który zamieniłam na śmiech.
        -Tak właściwie to czemu wzięłaś ze sobą swojego mężczyznę? - zapytałam dodając śmieszny akcęt na ostatnie słowo.
        -Chciałem Cię poznać. - powiedział i się do mnie uśmiechnął. -Ola opowiadała mi jaka to jesteś zabawna i wiecznie wesoła.
        Wesoła? Wiecznie? Ty to dopiero masz wyobraźnie. Bo ja jakoś tego nie czuję.
        -Tak... Wiecie, to może już chodźmy. Nie będziemy tu chyba siedzieć do wieczora.
       Podczas zakupów zaczepiło nas kilka osób. Prosiło Josha i Olę o autografy. Czasami czułam się trochę odepchnięta i proponowałam, że sobie pójdę gdy przy wejściu czekał na nas tabun fanek czekających na autografy. Jednak kazali mi zostać. Stałam obok i czekałam aż wszyscy się rozejdą.
       -Kochanie! - powiedziała Ola do Josha. -Na którą jutro masz tę zdjęcia?
       -Na szóstą. - odpowiedział.
       -Hm... Wcześnie. - westchnęła.
       Eh... On jest aktorem. Sławnym aktorem. Tym kimś kim ja zawsze tak naprawdę chciałam być. Oczywiście nie sławnym. Takim jak teraz. Zwykłym szarym aktorem. Ale czy nie byłoby pięknie być kimś takim jak on? Miałabym fanów. Dawałabym im autografy.
       Gdybym była sławna kogoś bym obchodziła. Dlaczego wtedy nie podpisałam tego kontraktu. Gdybym to zrobiła, żyłabym teraz w willi. Miałabym fanów. Moje życie byłoby tak samo beztroskie jak życie Oli albo Josha.
       Tak bardzo chciałabym cofnąć czas. Jak bardzo odmienne byłoby teraz moje życie?
       Oh, powinnam podpisać to gówno. Bóg chciał, żebym dostała nagrodę, za te wszystkie lata cierpienia, a ja to odepchnęłam. A teraz jestem nic nie znaczącym śmieciem. Cieniem Josha i Oli którzy próbują umilić mi czas. Może myślą, że im się udaję. Może myślą, że jestem szczęśliwa.
       Niestety nie jestem. Czuję, że nie powinnam tu dziś przychodzić. Chciałam się rozpogodzić. Może i by mi się to udało, ale oczywiście moje "mądre myślenie" i użalanie się nad sobą potrafią zawsze wszystko spieprzyć.
       Może tak powinno być. Może taką historie napisał mi los. Mam być przez nikogo nie kochana i nikogo nie obchodzić do końca życia.
       Do moich oczu zaczęły napływać łzy.
       -Ja chyba już pójdę. - powiedziałam wchodząc z powrotem do galerii.
       -Możemy Cię podwieźć! - krzyk Josha to było ostatnie co usłyszałam.
       Zaczęłam biec najszybciej jak mogłam do łazienki. Gdy spojrzałam w lustro zobaczyła, że moja tważ jest cała w czerwonych plamach. Wyjęłam z torebki chusteczki i wytarłam sobie nimi twarz. Dobrze, że się dziś nie malowałam. Spojrzałam na swój strój. Buty, sweter (bo już powoli stawało się zimno, a poza tym tego dnia była brzydka pogoda) i spodnie. Nie ubrałam się jakoś zjawiskowo. Zresztą tak jak zawsze odkąd dostałam po pysku od własnego ojca. Od tamtej pory zamknęłam się w sobie.
       Wróciłam do domu. Była osiemnasta. Chciałam już odkręcić kurek wanny gdy usłyszałam, że ktoś do mnie dzwoni.
       -Kto znowu? - westchnęłam bardziej smutno niż ze złością. Nie znałam tego numeru. -Halo?
       -Część. Tu Josh. Ola powiedziała, że mam Cię zaprosić, na taki wspólny wypad dziś wieczorem na miasto. Stwierdziła, że od niej nie odbierzesz.
       -A czemu?
       -Że niby się obraziłaś czy coś. - westchnął jakby z zażenowaniem.
       -Skąd. Ja po prostu trochę gorzej się poczułam i musiałam pójść do toalety a nie chciałam, żebyście na mnie czekali. Nic wielkiego. - odpowiedziałam "nadzwyczaj zdziwiona".
       -To dobrze. A ja się trochę obwiniałem. - powiedział z lekką ulgą. -To widzimy się o 19 pod klubem Sceeter. - powiedział. -Mam nadzieje, że nie zwymiotujesz na parkiet. - zaśmiał się i rozłączył się bez pożegnania.
       Położyłam telefon na stolik. Dlaczego wszyscy zawracają mi dupę? Teraz będę musiała się wymalować i przyzwoicie ubrać. Boże...
       Zdecydowałam się na taką sukienkę, takie buty i małą bransoletkę.
       Byłam kiedyś w tym klubie. Puszczają tam głównie R&B i rap. Tylko jeśli poprosisz mogą zagrać coś innego.
       Podeszłam pod drzwi. Ola powiedziała, że mam tam na nich czekać, jeżeli ich tam nie będzie. Oparłam się o ścianę obok drzwi. Strasznie mi się nudziło więc zaczęłam nudzić piosenkę Michaela Jacksona.
       Kiedy już przyszli nadal nie mogłam się uwolnić od tamtej piosenki więc pierwsze co zrobiłam to podbiegłam do DJ-a i poprosiłam o piosenkę.
       -Mógłbyś po tym zapuścić Michaela Jacksona - Thriller? - zapytałam patrząc na niego z wymuszanym uśmiechem.
       -Jasne ślicznotko. - powiedział. -Tylko daj się skończyć tej piosence.
       Wiedziałam, że mają płytę wiolinową z tą piosenką, bo gdy ostatnio tu byłam ktoś poprosił właśnie o tą piosenkę. Tylko DJ był inny. Ta to wszystko zostało takie same.
       -Po co tam tak poleciałaś? - spytał mnie Josh.
       -Chciałam zamówić piosenkę. - powiedziałam. To było trochę dziwne ale zaraz po tych słowach z głośników zaczął płynąć rytmiczny bit największego hitu króla popu. Znałam całą choreografie z teledysku. Dawno tego nie tańczyłam, pomimo tego pamiętałam ją doskonalę.
       Zaraz po mnie zaczęli powtarzać kroki Josh i Ola. Później tańczył chyba już cały klub. Nie wiem stałam do wszystkich tyłem. Czułam się dość dziwnie. Jakbym była Michaelem a inni to zombiaki tańczące za mną. Po raz pierwszy od długiego czasu na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Chyba ostatnio byłam taka szczęśliwa za czasów Daniela. Tęskniłam za tym.

Dumb Ways to Die.

https://www.youtube.com/watch?v=IJNR2EpS0jw#at=15
Ważnie, żeby obejrzeć do końca. ;)

poniedziałek, 1 lipca 2013

Dołącz do tej witryny.

Jeśli to czytasz to pewnie wszedłeś na mojego bloga. Jeżeli już to zrobiłeś, to czy mógłbyś kliknąć "Dołącz się do tej witryny"? To dla mnie BARDZO ważne. Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Więc jeśli czytasz to na telefonie, to przy najbliższej okazji kliknij to na kompie czy innym takim wynalazku. PROSZĘ. ☻☺
Prosi
CU MP

Chapter 6 : You Find Me

Piosenka. Tak na sam początek. Naprawdę świetna. Nawet jeżeli nie możecie wysłuchać jej jednocześnie czytając to możecie to zrobić później. SUPER!!!!!!!
***********************************************************************************************************************************************
        Nie przemyślałam tego. Po prostu tego nie przemyślałam. Jak mogłam być taka głupia?
        Powinnam dostać głośne oklaski, bo właśnie pobiłam rekord w samotności. Jak ja to zrobiłam? To proste. Sama samiuteńka postanowiła się wyprowadzić od Dolara. Ale to nie wszystko. Namawiał mnie żebym jednak została.
        Ale to jeszcze nie koniec. On... Powiedział mi, że mnie kocha. Ale nie tak jak przyjaciółkę. Trudno mi było w to uwierzyć. Byłam głupia! Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć??
        Leżałam w pustej wannie. Całkowicie naga. Zastanawiałam się właśnie nad pocięciem sobie żył, żeby mieć w czym się wykąpać. Prawda. Byłaby to luksusowa kąpiel. 0 RH-. Rzadka krew. Fajnie...
        Niestety. Nie mogę tego zrobić. Gdybym mogła to już DAAAWNO bym to zrobiła. Ale boję się krwi. Zaczęłabym strasznie panikować i pewnie sama zadzwoniłabym po karetkę.
        Jestem okropnie głupia. Beznadziejna. Samotna. No i naga w wannie.
        Usłyszałam mój dzwonek na nowym telefonie. Rihanna - Cry.
        -Halo? - powiedziałam do telefonu.
        -Poopey? To ja Ola. - odezwał się zmartwiony głos w słuchawce.
        Wszędzie poznam tą czystą barwę głosu. Moja kuzynka. Kiedy byłyśmy małe zawsze śpiewałyśmy piosenki Keylie Minouge.
        -Hej. Skąd masz mój numer? - spytałam.
        -Mam znajomości. - powiedziała lekko się uspokajając. -Dlaczego masz taki przygnębiony głos? - zdziwiła się.
        No tak. Ja i moje niewinne kłamstewka. Od praktycznie zawszę jestem nieszczęśliwa. Ale potrafię to dobrze ukryć. Cała moja rodzina. Moim koledzy ze szkoły znali mnie jako wesołą, pogodną i zawsze śmiejącą się Poopey. Nie wiedzieli jak jest na prawdę.
        -Ja? Smutna? - powiedziałam jakby to było zupełnie niedorzeczne.
        -Oh.. Już się bałam. - westchnęła z ulgą. -Dzwonie, żeby powiedzieć, że jestem w Londynie. Może byśmy się spotkały. Dawno się już z tobą nie wygłupiałam. Nie byłyśmy na zakupach. - powiedziała. -Podaj mi swój adres. Wyskoczymy gdzieś. Proszę.... - nalegała.
        -Wiesz mam smutny głos bo się nie najlepiej. - mówiłam najbardziej przekonująco jak tylko potrafiłam. -Może dam radę z tydzień.
        -Eh... Spoko. - powiedziała jakby niedowierzając.
        Znała mnie. Może lepiej niż ktokolwiek inny. A ja byłam głupia mówiąc, że nikt mnie nie kocha, ani nie kochał. Ona mnie kocha. Zawsze była ze mną. Nie kłóciłyśmy się nigdy.
        -To pa. - pożegnałam się i przerwałam rozmowę.
        Może jednak powinnyśmy się spotkać. Od tygodnia nie wychodziłam z domu. W dodatku większość czasu przesiadywałam w wannie. Pełnej lub pustej. Czasami szłam coś zjeść. Oczywiście spałam w łóżku. Tylko raz ponad cztery godziny. Więc...