środa, 3 lipca 2013

Chapter 8 : Script

Ostatnio trochę się zapędziłam i wyszedł trochę długi. Ale stwierdziłam, że to ciągłe użalanie się nad sobą Poopey musi się wreszcie skończyć. Teraz będzie przez jakiś czas lepiej, a później (dla niektórych, bo ja jakoś zbyt się na to nie cieszę) będzie 1D. JEJ!!! W 10. Bo mam zamiar prze każdej cyfrze typu 10, 50,20,80 itp. robić taki kilku częściowe Chaptery które będą się ciut różnić od innych. Będą miały takie krótkie zapowiedzi. Na starym blogu robiłam coś takiego. Podpowiem, że w tych dziesiątkach będzie 1D. No i ktoś jeszcze. Ale te trzy postacie pojawią się wcześniej. Ok, przestaje nudzić. Piszę!!!
Macie jeszcze tylko zacny utwór moi przyjaciele.
***********************************************************************************************************************************************
        Otworzyłam oczy. Spałam w ubraniu. Nic dziwnego. Byłam taka padnięta od tego ciągłego tańczenia w klubie.
         Byłam głupia. Mogłam ubrać baleriny. Teraz Mam odciski i bąble na stopach.
         Weszłam do wanny pełnej ciepłej wody. Zamknęłam oczy i zaczęłam odtwarzać w głowie wczorajszy wieczór. Cieszę się, że jednak z nimi poszłam. Nie mogłam podjąć bardziej trafnej decyzji.
         Usłyszałam dźwięk mojego dzwonka. Nadal ta stara smutna piosenka. Czas ją zmienić. Wyszłam z wanny wytarłam ręce i odebrałam telefon leżący na pralce.
         -Halo? - powiedziałam do słuchawki.
         -Część Poopey. Wczoraj w końcu nic sobie nie kupiłaś. Więc może tym razem pójdziemy same na zakupy. Mój przyjaciel ma dziś koncert. Zaprosił mnie i Josha. Josh się źle czuję więc spytałam go czy mogę wziąć siostrę. Powiedział, że nie ma sprawy, bo to mój bilet. - opowiedziała. Byłam jej cioteczną siostrą, dlatego mówiła na mnie siostra.
         -A jaki to dokładnie wokalista? - spytałam dla pewności.
         -Ed Sheeran. Pewnie słyszałaś.
         -Czy słyszałam? CZY SŁYSZAŁAM!!?? - zdziwiłam się. -Jestem jego fanką. Kupiłam sobie niedawno jego płytę. Po raz drugi!!
         -Ucieszy się. To  tak za dwie godzinki w centrum. - powiedziała. Już chciałam nacisnąć czerwoną słuchawkę kiedy. -A i ubierz się tak, żebym nie musiała się za ciebie wstydzić. - zaśmiała się.
         -Spoko. Mogę się nawet wymalować na zakupy. - odbiłam piłeczkę chichocząc.
         -Och, jak się dla mnie poświęcasz. - powiedziała po czym się rozłączyła.
         Szybko ubrałam się w sweterkrótki top, podkolanówki (które trochę sobie podwinęłam żeby były krótsze), buty i dżinsy. A jeśli chodzi o makijaż do zrobiłam sobie tylko naturalny. Ale zawsze coś.
         -Jestem z ciebie dumna. - powiedziała Ola gdy spotkałyśmy się w galerii.
         -Wiem, wiem. - westchnęłam.
         -To gdzie idziemy najpierw? Do TopShop, Asos albo New Look?
         -TopShop! - powiedziałam podnosząc rękę do góry.
         Właśnie przeglądałyśmy rzeczy w drugim sklepie, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie wiem gdzie odbędzie się ten koncert.
         -Ej, a gdzie będzie koncert? - spytałam.
         -Nie mówiłam Ci? - zdziwiła się. Pokręciłam głową. -W Madrycie.
         -W CZYM? - powiedziałam oszołomiona. -To muszę kupić jeszcze jeden strój. - westchnęłam.
         Oczywiście nie skończyło się tylko na strojach na koncert. W tych wszystkich sklepach, to kupiłam w sumie to, to, to, to, to, to, toto, to (bo Ola chciała iść do tego sklepu i później namówiła mnie na tą bluzkę), toto (jakaś gwiazda miała podobną i bardzo mi się podoba), to, to i  trampki converse których szukałam od wieków.
         No i kreację na koncert czyli to i to. Nie miałam zamiaru jakoś specjalnie się stroić. To przecież tylko zwykły koncert. Nie można było powiedzieć tego samego o Oli, która kupiła sobie pięć razy więcej rzeczy i lamentowała, że nie znajdzie sobie odpowiedniego stroju, wybierała głównie krótkie sukienki z dekoltem i chyba tylko dzięki mnie zgodziła się kupić trochę skromniejszą sukienkę ale butów sobie nie odpuściła.
         -Nie mogę się doczekać! - pisnęła upychając masze ciuchy do bagażnika jej Ferrari Enzo. -Madrycie jest teraz 35 stopni. - powiedziała.
         Przełknęłam głośno ślinę. -Gorąco.
         -Właśnie! - podekscytowała się. -Super, prawda? - westchnęła rozmarzona. -To jedziemy do mojego domu. Przygotuję Cię. - jakby się obudziła. -Nie mogę Ci pozwolić na prawie niewidoczny makijaż przy tej sukience. - zaśmiała się, tym samym rozśmieszając też mnie.
         -No wiesz... - udałam obrażoną.
         Zapadła niezręczna chwila ciszy którą jak zawsze przerwała Ola.
         -Jesteś bardzo ładna. - powiedziała nieoczekiwanie.
         -Co?
         -Powiedziałam, że...
         -Wiem, co powiedziałaś, ale dlaczego to powiedziałaś? W sensie dlaczego właśnie teraz.
         -Nie wiem. Tak po prostu. - wzruszyła ramionami. -Powinnaś być aktorką.
         -A co ma jedno wspólnego z drugim.
         -Aktorki muszą być ładne. Znasz jakąś brzydką modelkę? - zapytała.
         -Nie, ale...
         -No właśnie. Dlatego poprosiłam mojego agenta, żeby poszukał dla Ciebie jakiegoś castingu do filmu. - powiedziała dumna z siebie. -Ale takiego kinowego. Nie jakiegoś ścierwa.
         -Ale ja cię o to nie prosiłam. - próbowałam się na nią zezłościć. Jednak nie potrafiłam. Jej śliczne dzikie loki. Niebieskie oczy. Wygląd piosenkarki z lat 80, spowodowany głównie dość bladą cerą. Nie da się gniewać w na kogoś takiego.
         Poza tym w głębi duszy się cieszyłam. Może tak na prawdę chcę być sławna, tylko przed samą sobą nie potrafię się do tego przyznać?
         -Wiem. Zrobiłam to, bo nigdy byś się nie przyznała, że tego chcesz. Ba! Nie pozwoliłabyś mi za nic tego zrobić.
         Musiałam jej przyznać rację. Nigdy nikogo o nic nie prosiłam. Dawałam sobie radę sama. Nikomu nic nie zawdzięczałam. Nie lubiłam tego typu długów. A tak właściwie, to nie lubiłam żadnych długów.
         -Jesteśmy. - powiedziała Ola parkując pod sporej wielkości domem.
         -Wow. - powiedziałam wysiadając z auta. -Ty to masz życie. - westchnęłam.
         Moje mieszkanie z którego byłam zadowolona było w tym momencie dla mnie moim kubłem na śmieci. Nie mogło się równać z tym domem.
         -Ty też będziesz miała taki. Za kilka filmów. - zaśmiała się.
         Weszłyśmy do środka. Tam było jeszcze lepiej. W przedpokoju wisiał szklany żyrandol. Oprócz tego znajdowały się w nim jeszcze cztery, zapewne dębowe wieszaki. Ciekawiło mnie co znajdę za mosiężnymi drzwiami.
          Nacisnęłam klamkę i przeszłam dalej. Było jeszcze lepiej niż sobie wyobrażałam. Na pomalowanych na biało ścianach wisiały zdjęcia. Na każdej MNÓSTWO zdjęć. Co zaskakujące było też sporo moich zdjęć. Czasami tylko moich. Czasami moich i Oli. Podłoga była wyłożona jakimś ciemnym drewnianym którego nie potrafiłam rozpoznać. Było na nim pełno dywanów zostawiając niewiele widoczniej podłogi.
        Dom był naprawdę spory, ale dzięki tym detalom było w nim przytulnie i rodzinnie.
        -Tu jest pięknie. - powiedziała rozglądając się dookoła.
        -Jak chcesz możesz z nami zamieszkać. - powiedziała przechodząc do innego pomieszczenia. -Josh Cię polubił. Kiedy mu to zaproponowałam, zgodził się od razu.
        -Ty to chyba już napisałaś sobie scenariusz jak dokładnie ma wyglądać moje życie. - zaśmiałam się.
        -Tak samo powiedział Josh. Ale on zna dalszą część tego filmu. - zachichotała. Jaką dalszą część?
        Pomieszczeniem do którego szła Ola okazała się być kuchnia. Było w niej czuć pastę do podług. Wszystko było wyłożone drewnem. Można było się w nim poczuć trochę jak w lesie. Była dość spora, to dobrze bo ich dość... Puszysty kucharz mógłby się do niej nie zmieścić.
         -Ola! Twój menadżer Cię szukał! - powiedział z wyraźnym włoskim akcentem. -Jest w waszym biurzę.
         -Dzięki Davide! Już do niego idę. - powiedziała puszczając do niego oko. -A co dziś na obiad? - zapytała.
         -Lazania z jagnięciną. - odpowiadał jakby się w niej zakochał.
         -PYCHA! To ja już do niego pójdę. - powiedziała wychodząc. Podążyłam za nią. -To pewnie ta rola dla ciebie.
         Weszłyśmy po schodach. Po długich zakręconych chodach... Biuro było zaraz na przeciwko.
         -Szukałeś mnie. Masz tą rolę?
         Na obrotowym prześle przy komputerze siedział wysoki szczupły mężczyzna w średnim wieku. Miał rudo siwe włosy zaczesane do tyłu. W całym pokoju pachniało jego żelem do włosów.
         -Jasne! Teraz właśnie kończyłem CV na podstawie twoich informacji. - powiedział nie odrywając oczu od komputera.
         -O maturze masz? - zaczęła wypytywanie.
         -Tak.
         -O śpiewie?
         -Tak.
         Zaczęłam się zastanawiać o jakim śpiewie im chodzi...
         -O instrumentach?
         -Tak.
         -O tańcu?
         -O pracy w teatrze?
         -Tak. Potrzebuję jeszcze tylko danych typu wzrost itp. Zdobyłaś je? - dopiero teraz obrócił się w naszą stronę. -O witaj. Ty pewnie jesteś Zuzanna. Miło mi poznać. - powiedział stając przede mną i podając mi rękę. -Nazywam się William Perry.
         -Dzień dobry. - powiedziałam lekko potrząsając jego ręką. -Mam 176 cm i ważę 55 kg. - powiedziałam uśmiechając się.
         -Dziękuję. - odwzajemnił uśmiech. -Teraz masz już gotowe CV. Tylko je wydrukuję i będziesz gotowa na casting. - powiedział sięgając po jakiś plik kartek. -To twój scenariusz.
         Wzięłam do ręki sporo ponad 50 kartkową spiętą górę kartek. -Dziękuję - powiedziałam.
         -Choć Poopey. Odłożysz to w twoim przyszłym pokoju.
         -Ale ja nie powiedziałam, że chcę z wami mieszkać.
         -Nie powiedziałaś, ale tego chcesz.
         Westchnęłam. Ola była trochę uciążliwa, ale chciałam zobaczyć co wymyśliła mi na później. Chociaż czy nie lepiej zapytać?
         Weszłyśmy do pokoju na samym końcu korytarza. Była przestronna i tak samo przytulna jak reszta domu.
         -Rozgość się. Co ja gadam... To teraz twój pokój. Rób co chcesz.
         Położyłam scenariusz na łóżko. Było spora ulga bo był trochę ciężki.
         -Idę zobaczyć co u Josha. Idziesz ze mną? To pokój obok.
         -Jasne.
         Czy wszystkie sypialnie w tym domy wyglądają tak samo? Nic się nie różniły. Tylko wejście do garderoby było od innej strony.
         -Jak się czujesz? - spytałam leżącego w łóżku bruneta.
         -Umieram. - powiedział dość cicho.
         -Nie możesz umrzeć! - powiedziałam "przerażona" -Jest jeszcze jedna część Igrzysk Śmierci!
         -No wiesz dzięki... - zaśmiał się.
         -Ale wy się dogadujecie. - powiedziała dość zadowolona Ola. -Ale pamiętaj, że Josh jest mój. - zganiła mnie.
         -Przecież wiem. - zaśmiałam się.
         -Mam nadzieje. - wybuchła miechem.
         Josh patrzył na nas jak na dwie wariatki turlające się na podłodze ze śmiechu.
         -No i się zaczęło. - westchnął.
         Uspokoiłyśmy się po dwóch minutach.
         -Z czego się śmiałyście? - zapytał nas Josh.
         -Co się nas pytasz? - "zdziwiłam się"
         -My nie wiemy. - dodała Ola chichocząc po czym wyszłyśmy z pokoju.
         Nadeszła pora obiadu jadłyśmy w sypialni z Joshem, bo było mi go strasznie szkoda i namówiłam na to Olę. Zawsze nie chciałam, żeby ktoś był samotny. Przyjaźniłam się nawet z dziewczyną której nikt nie lubił bo wszystkim obrabiała dupy. Mi z resztą też...
         -Sorry skarbie ale musimy już lecieć. Odrzutowiec leci tam dwie godziny a mamy trzynastą. Musimy się zbierać bo koncert jest o 16. - powiedziała dając chłopakowi buziaka w policzek. Ja oczywiście znowu udawałam rzyganie.
         -Przestań. - zaśmiał się Josh. -Mogła mnie pocałować w usta.
         -Nawet o tym nie myśl. - powiedziałam patrząc na Olę. Zachichotała.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz