wtorek, 2 lipca 2013

Chapter 7 : Come Back, Be Here...

Macie ode mnie taką małą nutę. Tak na sam początek.
***********************************************************************************************************************************************
        -Cieszę się, że się jednak zdecydowałaś. - powiedziała Ola przytulając się do mnie.
        Zaraz za nią stał jakiś dziwny koleś. Jednak było widać, że przyszedł tu z nią.
        -Poznaj mojego chłopaka. - powiedziała wskazując na owego faceta. -Chociaż pewnie już go znasz.
        -Hej. Jestem Josh. - powiedział podając mi rękę. Dopiero teraz dobrze przyjrzałam się jego twarzy.
        -W Moście do Terabithi, książka była znacznie fajniejsza, ale Igrzyska Śmierci całkiem nie złe. Poczekam na drugą część. Jeśli zchszaniliście moją ulubioną część to was zabiję. - powiedziałam po czym szeroką się uśmiechnęłam.
        -Poopey nałogowo czyta książki. Kiedyś przyjechała do mnie z całą trylogią igrzysk. - zaśmiała się Ola.
        -To chyba trochę grube jest... - powiedział Josh.
        -Wszystkie trzy czytałam krócej niż jednego Harrego Pottera i Insygnie Śmierci.
        Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
        -Jak się spotkaliście? - spytałam.
        -No więc, od zawsze byłem wielkim fanem Pitch. - powiedział Josh.
        No tak. Zapomniałam. Pitch... Moja kuzynka to piosenkarka a Pitch to jej pseudonim.
        -Josh przyszedł na mój koncert. Na M&G i tak się poznaliśmy. - powiedziała Ola dając chłopakowi buziaka w policzek.
        -Ble... - udawałam wymiotowanie.
        -Od kiedy chłopak Poopey zniknął utrzymuje wszystkich w tym, że jest aseksualna. - zaśmiała się Ola. Rozśmieszając przy tym też mnie i Josha.
        -No co? - zapytałam.
        Może na to nie wyglądało z zewnątrz, ale w środku to mnie zabolało. Ona, mi przypomniała o tym jak bardzo go kochałam. Poczułam w środku przeszywający ból który zamieniłam na śmiech.
        -Tak właściwie to czemu wzięłaś ze sobą swojego mężczyznę? - zapytałam dodając śmieszny akcęt na ostatnie słowo.
        -Chciałem Cię poznać. - powiedział i się do mnie uśmiechnął. -Ola opowiadała mi jaka to jesteś zabawna i wiecznie wesoła.
        Wesoła? Wiecznie? Ty to dopiero masz wyobraźnie. Bo ja jakoś tego nie czuję.
        -Tak... Wiecie, to może już chodźmy. Nie będziemy tu chyba siedzieć do wieczora.
       Podczas zakupów zaczepiło nas kilka osób. Prosiło Josha i Olę o autografy. Czasami czułam się trochę odepchnięta i proponowałam, że sobie pójdę gdy przy wejściu czekał na nas tabun fanek czekających na autografy. Jednak kazali mi zostać. Stałam obok i czekałam aż wszyscy się rozejdą.
       -Kochanie! - powiedziała Ola do Josha. -Na którą jutro masz tę zdjęcia?
       -Na szóstą. - odpowiedział.
       -Hm... Wcześnie. - westchnęła.
       Eh... On jest aktorem. Sławnym aktorem. Tym kimś kim ja zawsze tak naprawdę chciałam być. Oczywiście nie sławnym. Takim jak teraz. Zwykłym szarym aktorem. Ale czy nie byłoby pięknie być kimś takim jak on? Miałabym fanów. Dawałabym im autografy.
       Gdybym była sławna kogoś bym obchodziła. Dlaczego wtedy nie podpisałam tego kontraktu. Gdybym to zrobiła, żyłabym teraz w willi. Miałabym fanów. Moje życie byłoby tak samo beztroskie jak życie Oli albo Josha.
       Tak bardzo chciałabym cofnąć czas. Jak bardzo odmienne byłoby teraz moje życie?
       Oh, powinnam podpisać to gówno. Bóg chciał, żebym dostała nagrodę, za te wszystkie lata cierpienia, a ja to odepchnęłam. A teraz jestem nic nie znaczącym śmieciem. Cieniem Josha i Oli którzy próbują umilić mi czas. Może myślą, że im się udaję. Może myślą, że jestem szczęśliwa.
       Niestety nie jestem. Czuję, że nie powinnam tu dziś przychodzić. Chciałam się rozpogodzić. Może i by mi się to udało, ale oczywiście moje "mądre myślenie" i użalanie się nad sobą potrafią zawsze wszystko spieprzyć.
       Może tak powinno być. Może taką historie napisał mi los. Mam być przez nikogo nie kochana i nikogo nie obchodzić do końca życia.
       Do moich oczu zaczęły napływać łzy.
       -Ja chyba już pójdę. - powiedziałam wchodząc z powrotem do galerii.
       -Możemy Cię podwieźć! - krzyk Josha to było ostatnie co usłyszałam.
       Zaczęłam biec najszybciej jak mogłam do łazienki. Gdy spojrzałam w lustro zobaczyła, że moja tważ jest cała w czerwonych plamach. Wyjęłam z torebki chusteczki i wytarłam sobie nimi twarz. Dobrze, że się dziś nie malowałam. Spojrzałam na swój strój. Buty, sweter (bo już powoli stawało się zimno, a poza tym tego dnia była brzydka pogoda) i spodnie. Nie ubrałam się jakoś zjawiskowo. Zresztą tak jak zawsze odkąd dostałam po pysku od własnego ojca. Od tamtej pory zamknęłam się w sobie.
       Wróciłam do domu. Była osiemnasta. Chciałam już odkręcić kurek wanny gdy usłyszałam, że ktoś do mnie dzwoni.
       -Kto znowu? - westchnęłam bardziej smutno niż ze złością. Nie znałam tego numeru. -Halo?
       -Część. Tu Josh. Ola powiedziała, że mam Cię zaprosić, na taki wspólny wypad dziś wieczorem na miasto. Stwierdziła, że od niej nie odbierzesz.
       -A czemu?
       -Że niby się obraziłaś czy coś. - westchnął jakby z zażenowaniem.
       -Skąd. Ja po prostu trochę gorzej się poczułam i musiałam pójść do toalety a nie chciałam, żebyście na mnie czekali. Nic wielkiego. - odpowiedziałam "nadzwyczaj zdziwiona".
       -To dobrze. A ja się trochę obwiniałem. - powiedział z lekką ulgą. -To widzimy się o 19 pod klubem Sceeter. - powiedział. -Mam nadzieje, że nie zwymiotujesz na parkiet. - zaśmiał się i rozłączył się bez pożegnania.
       Położyłam telefon na stolik. Dlaczego wszyscy zawracają mi dupę? Teraz będę musiała się wymalować i przyzwoicie ubrać. Boże...
       Zdecydowałam się na taką sukienkę, takie buty i małą bransoletkę.
       Byłam kiedyś w tym klubie. Puszczają tam głównie R&B i rap. Tylko jeśli poprosisz mogą zagrać coś innego.
       Podeszłam pod drzwi. Ola powiedziała, że mam tam na nich czekać, jeżeli ich tam nie będzie. Oparłam się o ścianę obok drzwi. Strasznie mi się nudziło więc zaczęłam nudzić piosenkę Michaela Jacksona.
       Kiedy już przyszli nadal nie mogłam się uwolnić od tamtej piosenki więc pierwsze co zrobiłam to podbiegłam do DJ-a i poprosiłam o piosenkę.
       -Mógłbyś po tym zapuścić Michaela Jacksona - Thriller? - zapytałam patrząc na niego z wymuszanym uśmiechem.
       -Jasne ślicznotko. - powiedział. -Tylko daj się skończyć tej piosence.
       Wiedziałam, że mają płytę wiolinową z tą piosenką, bo gdy ostatnio tu byłam ktoś poprosił właśnie o tą piosenkę. Tylko DJ był inny. Ta to wszystko zostało takie same.
       -Po co tam tak poleciałaś? - spytał mnie Josh.
       -Chciałam zamówić piosenkę. - powiedziałam. To było trochę dziwne ale zaraz po tych słowach z głośników zaczął płynąć rytmiczny bit największego hitu króla popu. Znałam całą choreografie z teledysku. Dawno tego nie tańczyłam, pomimo tego pamiętałam ją doskonalę.
       Zaraz po mnie zaczęli powtarzać kroki Josh i Ola. Później tańczył chyba już cały klub. Nie wiem stałam do wszystkich tyłem. Czułam się dość dziwnie. Jakbym była Michaelem a inni to zombiaki tańczące za mną. Po raz pierwszy od długiego czasu na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Chyba ostatnio byłam taka szczęśliwa za czasów Daniela. Tęskniłam za tym.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz