piątek, 28 czerwca 2013

Chapter 4 : Wide Awake

Warto TEGO posłuchać w trakcie czytania. Zobaczycie dlaczego.
***********************************************************************************************************************************************
       Tak bardzo chciałabym powiedzieć, że wszystko zmieniło się na lepsze. Jednak nie mam w zwyczaju kłamać. Nie było dobrze. Było źle. Bardzo źle.
       Nie musiałam mieszkać z ojcem. To był plus. Mam pracę w teatrze i to jako aktorka, nie sprzątaczka. Kolejny plus. Ale jak mam się z tego cieszyć?
       Mieszkam u Dolara. Śpię na mega nie wygodnym łóżku. Ale nie wypada marudzić. W dodatku czuję się jak kula u nogi. Jestem mu tyle winna. A tak nie wiele mogę mu dać w zamian. Proponowałam mu czynsz. Mówiłam, że wtedy poczuję się lepiej. Ale nie. On nie pozwalał mi za nic płacić. Opiekował się mną lepiej niż moi rodzice robili to kiedykolwiek. To sprawiało mi ból.
       Wychowali mnie ludzie, którzy nie powinni nigdy mieć dzieci. Ludzi którzy nie mają czystego umienia. Każdy z nich coś przeskrobał. Stworzył sobie u mnie dług wdzięczności. Jednak byłam zbyt miękka, by kazać im go spłacać.
        Tak. Dokładnie. Jestem mięczakiem. Nic nie znaczącym śmieciem. Nic nie osiągnęłam. Nic nie osiągnę. Jestem bezwartościowym gównem, które nic, nigdy, dla nikogo nie znaczyło.
        No może dla jednej osoby. Kiedyś. To był chłopak. Miał na imię Daniel. Był jedyną osobą która mnie na prawdę kochała. Której na mnie zależało. Oczywiście odwzajemniałam mu to uczucie.
        Poznaliśmy się w przedszkolu. Pamiętam to dokładnie. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Inne dziewczynki się z nas śmiały. Nie przeszkadzało nam to. Niestety. Przeprowadziłam się z rodzicami z Warszawy do Gdyni. Tak. Jestem polką. Aż kuję po uszach...
        Tęskniłam za nim. Żyliśmy w rozłące przez 9 lat. Jednak ja wciąż go pamiętałam. Jego piwno-zielone oczy. sterczące na wszystkie strony czarne włosy. Nie mogłam zapomnieć takiego przyjaciela jak on, pomimo tego, że byliśmy jeszcze wtedy malutcy.
        Od tamtego rozstanie nikomu nie zaufałam tak bardzo jak mu. Nawet wtedy był moim najlepszym przyjacielem. I... I ja nadal wierzyłam, że jeszcze kiedyś nasze drogi się zejdą i znów będzie tak jak kiedyś.
        Wyjechałam na Florydę. Powoli traciłam nadzieję na to, że się spotkamy. Pierwszego dnia w amerykańskiej szkole bałam się odezwać do kogokolwiek. Całe życie wpajano mi Brytyjski akcent. Brytyjskie słowa. Co jeśli tutejsi mnie nie zrozumieją. Szłam korytarzem. Przyglądałam się twarzą przechodzących obok. W pewnym momencie aż mnie uderzyło. Jakby ktoś Przywalił mi patelnią w twarz. Jednak nie odczuwałam bólu. Ani nawet smutku z tego powodu. To było mocne uderzenie szczęścia.
        Pisnęłam ale szybko zakryłam sobie usta ręką. Daniel spojrzał na mnie zdziwiony. Potem zdziwienie zastąpiło oszołomienie. Patrzyliśmy tak na siebie. Ja z zakrytymi ustami, on z oczami wywalonymi na wierzch.
        -Poopey? - zapytał z niedowierzaniem na co ja energicznie przytaknęłam głową.
        Poznałam go tylko po oczach. Nikt na świecie nie miał piękniejszych. Nie wiem po czym on mnie poznał.
        To był bardzo niezręczny moment. Żadne z nas nie wiedziało co ma zrobić. Czy rzucić się sobie na szyję, czy po prostu podać rękę.
        W końcu to ja postanowiłam zrobić pierwszy krok. Mocno go przytuliłam.
        -Tęskniłem. -  wyszeptał mi na ucho.
        -Na pewno nie bardziej niż ja. - powiedziałam nie puszczając go.
        Staliśmy tak dobre pięć minut. Nigdy nie cieszyłam się tak bardzo jak wtedy. Ale to co wtedy powiedział. Wstrząsnęło moim życiem. Cały bałagan wyczyścił się sam. Tylko dzięki niemu.
        -Kocham cię. - powiedział jeszcze ciszej niż przedtem.
        Nie wiedziałam do końca w jakiej powiedział to intencji. Czy chodziło mu tylko o przyjaźń. Czy o coś głębszego. Coś czego nikt tak na prawdę mi nie dał.
        Dopiero później okazało się o jakie uczucie mu chodzi. Byliśmy nierozłączni. Byliśmy w jednej klasie. Siedzieliśmy zawsze w jednej ławce. Byliśmy dla siebie podporą. Najlepszymi przyjaciółmi. A także parą. Chodziliśmy zawsze za rękę. Gdy wracaliśmy po szkole do domów, do północy gadaliśmy na Skypie. Razem odrabialiśmy lekcje. Nikt wcześniej, ani później nie był dla mnie tak ważny.
        Wyobraź sobie, że jesteś mną. Że masz kogoś takiego. Rozmaż się. Daj ponieść się emocją. Piękne. Prawda? Przystojny chłopak, albo dziewczyna o nieziemsko pięknych oczach, którego znasz od piaskownicy, jest twoim największym szczęściem. Największą miłością. Planujecie nawet wspólną przyszłość. Najpiękniesza przygoda życia!!!! Widzisz ją?
        A teraz wyobraź, że ktoś Ci to wszystko zabiera. Ktoś kogo nawet nie znasz, nigdy nawet nie poznasz. Robi to nie ważne czy twoja druga połówka tego chcę. Po prostu Ci to zabiera. Tylko i wyłącznie dla pieniędzy.
        Ktoś porwał Daniela dla okupu. Niestety rodzina Rowlling nie miała tyle pieniędzy anie jego matka, ani amerykański ojczym nie byli bogaci. Jego mama ożeniła się z nim z miłości. Rzadkie, ale prawdziwe. Policja go nie znalazła w ciągu dwóch lat. W końcu śledztwo zawieszono. Od tamtej pory już nigdy nie zobaczyłam Daniela.
        Nikt nie miał takiej depresji jak ja. Upadłam i nie potrafiłam się podnieść. Bałagan w moim życiu był większy niż dotychczas. Chodziłam na terapie. Po roku wróciłam do siebie i mogłam uczyć się w szkole, a nie od guwernantki.
        Jednak bałagan został. Nikt już nie był w stanie go posprzątać. Próbowali. Na próżno. To tak, jakby próbować zamieść ziemie na polu. Próby są żałosne.
        Nie wpadłam w depresje po śmierci matki, bo nie kochałam jej tak bardzo, jak Daniela. To było nie możliwe, kochać kogoś bardziej, niż ja jego.
        Trzeba tylko spojrzeć na to z moje perspektywy. Perspektywy dziewczyny która ma ojca pieprzonego ch*ja. Perspektywy dziewczyny której matka upijała się co wieczór. Był osobą która o tym wiedziała, a do tego potrafiła sprawić, że się z tego śmiałam.
        Czasem, gdy byłam totalnie zdołowana tą prawdą, przypominałam sobie to, co mówił aby dodać mi otuchy. Zajebiście pomagało.
        Zapewne wszyscy stracili nadzieje w jego życie. Ale ja nadal w to wierzyłam. Nawet w jego powrót. Nigdy nie można tracić wiary. Nadzieja nigdy nie była, nie jest, ani nie będzie matką głupich. Jest matką ludzi, którzy kochają, albo kiedykolwiek kogoś kochali.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz