środa, 26 czerwca 2013

Chapter 1 : To Move House

        -Chce pani coś do picia, albo do jedzenia? - zapytała mnie stewardesa.
        -Nie, dziękuję. - powiedziałam.
        Całą podróż siedziałam skulona na siedzeniu. Chowając się w za dużej na mnie morskiej bluzie mamy. Moja twarz była cała opuchnięta od płaczu. Ani na chwilę nie odrywałam oczu od okna.
        To co się stało wydawało się być tylko snem. Tylko i wyłącznie przerażającym koszmarem. Niestety to była rzeczywistość, która powoli mnie miażdżyła. Wszystko dzieje się zbyt szybko. Najpierw ten wypadek. Później śmierć dwóch bardzo bliskich mi osób, a teraz? Mam zamieszkać z tym... Tym człowiekiem który zostawił mnie i mamę kiedy miałam 11 lat. Mama była wtedy bardzo chora. Musiałam się nią zajmować. Pilnować, żeby brała tabletki. A on? Wyjechał sobie na wakacje do Tajlandii ze swoją nową dupą.
        Można  by pomyśleć "Jak to? Czterdziestolatek z długami i jeszcze kochanki sobie wozi po świecie??". Nie mogę zaprzeczyć. Dość... Nietypowa sytuacja. Ale wszystko się naprostuję, kiedy powiem, że nikt o tych długach nie wiedział. Tylko on, mama, ja, jego prawnik, no i oczywiście bank.
        NIGDY! Powtórzę NIGDY!!! Nie sądziłabym, że prawnik i przyjaciel tego człowieka przejdzie na naszą stronę. Nic dziwnego. Tata się dorobił. Zdobył  firmę, która powstała z pieniędzy które mój "ojciec" będzie musiał oddawać banku jeszcze 12 lat z hakiem.
        Napisałam, że jest moim... "ojcem" w cudzysłowie bo... On zapomniał o moim istnieniu. Niestety ja musiałam sobie przypomnieć. On pewnie nie zauważy mojej obecności w domu. Przynajmniej mam taką nadzieje.
        Ja i moja mama musiałyśmy dawać sobie radę same. Nic mu nie zawdzięczam. Tylko życie, które nie jest usłane różami. Moja mama jest alkoholiczką. Musiałam się usamodzielnić całkowicie już w wieku 11 lat. Sprzątałam po niej bałagan, a czasem nawet.... mocz. Nie można wyobrazić sobie nic bardziej obrzydliwego, niż to. Zamykałam drzwi. Gotowałam sobie jedzenie. Dawałam sobie radę sama.
        Ale alkoholizm u mojej mamy nie był spowodowany ty, co mój tata zrobił. To zaczęło się DUUUUUUŻO wcześniej. Szczerze mówiąc, to chwile po moich narodzinach. Można by powiedzieć, że to moja wina.
        -Prosimy o zapięcie pasów. Zaraz będziemy zniżać się do lądowania na lotnisku w London-Luton. - powiedziała stewardesa.
        Zawsze zostawiam pasy zapięte. ZAWSZE. Po prostu boję się turbulencji na które nigdy mi się nie przydarzyły.
        -Zajebiście. - szepnęłam sobie pod nosem.
        Zaraz miałam zobaczyć twarz człowieka który zostawił mnie z mamą. Moja mama może nie była idealna. Ale bardzo ją kochałam, a ona mnie. Chciałyśmy dla siebie jak najlepiej. Dlatego nigdy nie powiedziałam jej w twarz, jak bardzo nienawidzę dni w których się upija, a ja muszę się wszystkim opiekować. Nie miałam odwagi. Bałam się, że przestanie mnie kochać.
        Pilot wylądował naprawdę perfekcyjnie. Samolot nie podskoczył nawet na minimetr.
        Zbliżała się chwila spotkania z "ojcem". Jestem albo bardzo zakłamana, albo naprawdę nie chcę nikomu sprawiać przykrości. Jemu też nie powiedziałam jak bardzo nienawidzę go za to co mi zrobił. To już nie chodziło o to, że rozwiódł się z mamą. Wiedział, że mama piję. Widział jaką odpowiedzialność kładzie na moje barki. Czasem mam wrażenie, że zrobił to specjalnie. Żeby zrobić mi na złość. Żeby pokazać jak to jest mieć surowego ojca.
        Mój dziadek, z kolei jego ojciec, był surowym mężem i ojcem. Może to miało coś wspólnego z tym... Jednak dziadkiem był wspaniałym. Do dziś za nim tęsknie. Zabrałam sobie z domu jego zdjęcie. Miałam je w torbie. W bagażu podręcznym.
        Wysiadłam z samolotu. Musiałam jeszcze tylko odebrać moje trzy walizki. Trochę dużo. Ale przecież miałam wziąć wszystkie moje przeczy. A i tak nie wzięłam wszystkich. Resztę oddałam mojemu wujkowi. Przyśle mi je.Nie chciałam, żeby przepłacał. Dlatego zapłaciłam, za więcej walizek. Wcale nie dużo. No, może trochę...

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz