-Nie. - powiedziałam odkładając długopis na biurko. -Ja... Nie mogę. - powiedziałam po czym wstałam i wyszłam.
Poszłam do samochodu. Oparłam się o maskę i zaczęłam płakać. Jedyne światło, które mogło mnie wyzwolić. Ale nie ja musiałam je zgasić.
Mój tata szedł w moim kierunku. Nie do końca widziałam, dlaczego nie idzie dookoła żeby wsiąść na swoje miejsce tylko w moją stronę.
To co się stało zapamiętam na zawsze. Mój "ojciec" zamachnął się i z całej siły uderzył mnie w twarz. Tak jak kiedyś moją siostrę. Upadłam na ziemie rozwalając sobie przy dłoń o jakieś leżące na ziemi szkło.
-K*RWA! - krzyknął wściekły.
Zdrową ręką zaczęłam delikatnie sprawdzać stan mojego policzka. Był cały opuchnięty. Jakby zaraz miał wybuchnąć. Z oka nad raną zaczęły wypływać łzy. Drugie tylko od nich błyszczało.
Ból był okropny. Na pewno nie obejdzie się bez interwencji lekarza. Nie miałam siły żeby wstać z ziemi. Mój "ojciec" kopnął mnie na bok i wsiadł do auta po czym odjechał.
Nikt mi nie pomógł. Ludzie tylko przechodzili obok. Udawali, że nie widzą.
-Przepraszam, nic pani nie jest? - usłyszałam czyiś głos.
-Nie skąd. - powiedziałam powoli siadając na chodniku.
Spojrzałam na twarz tego człowieka. Był to chłopak. Mniej więcej w moim wieku. Kto by pomyślał, że jedynie tak młody mężczyzna okaże mi pomoc, a nie te stare korporacyjne dupki.
-Zawiozę panią do szpitala. - powiedział. -Jest pani w stanie wstać? -zapytał.
-Niezbyt. - westchnęłam. -A poza tym, żadna ze mnie pani. Nazywam się Zuz... - nie byłam wstanie dokończyć. -Zuzanna.
-Dobrze. Ja jestem Dolar. To znaczy wszyscy tak do mnie mówią. - zaśmiał się po czym wziął mnie na ręce. Musiał być silny.
Albo straciłam przytomność, albo byłam już tak słaba, że odleciałam, bo nie pamiętam co zdarzyło się później.
Ocknęłam się w szpitalu na łóżku. Obok mnie siedział Dolar. Moja ręka była opatrzona i pewnie zszyta. Bałam się dotknąć policzka.
-Strasznie wyglądam? - spytałam chłopaka.
-Lepiej niż kiedy leżałaś na chodniku. - zaśmiał się. Ja też zachichotałam. -Nie wiem czy powinienem o to pytać, ale kto?! Kto do diabła Ci to zrobił? - zapytał z zaciekawieniem.
-Mój "ojciec". - powiedziałam. Do oczu napływały mi łzy. -Zrobił to, bo nie podpisałam tego kontraktu. - totalnie się rozkleiłam.
-Będzie dobrze. - powiedział. Do końca w to nie wierzył. Jeśli nie w ogóle. -Mieszkałaś z nim?
-Tak. - przyznałam. Dopiero teraz zrozumiałam, że zostałam bez dachu nad głową.
-Może ta propozycja wyda Ci się dość... Nachalna. Ale możesz zamieszkać przez chwile u mnie. Mam spory dom, a mieszkam tam sam. - powiedział niepewnie.
-Na prawdę? - powiedziałam łamiącym się głosem.
-Oczywiście. - powiedział nieśmiało się uśmiechając.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz